Menu
Islandia / Praktycznie

TOP 5: Co jeść na Islandii? + bonus

Ten wpis jest częścią cyklu – Podróże Niepojechane: Islandia – czyli wywiadów podróżniczych przygotowanych w formie praktycznych poradników.

Wszystkie artykuły cyklu znajdziecie tutaj:

  1. Islandia – Podróże Niepojechane – wprowadzenie do wywiadów
  2. Co dobrego zjeść na Islandii? I co piją Islandczycy?
  3. Pogoda – jak się spakować? W co się ubrać?
  4. Pamiątki – co najlepiej przywieźć ze sobą?
  5. Gorące źródła – przerwa na relaks!
  6. Aplikacje i lifehacki przydatne na trasie
  7. Trolle, elfy i mali ludzie – sekretne życie wyspy
A jeśli wolicie posłuchać zamiast czytać, zapraszam Was tu (Asia opowiada o jedzeniu od 7:20 minuty):

Co jeść na Islandii?

Jedzenie to zdecydowanie nie jest pierwsza rzecz, która przychodzi mi do głowy na myśl o Islandii – zaczynam wywiad, rzucając Asi wyzwanie. Ale z drugiej strony nie wierzę, że mimo wszystko nie ma tam niczego pysznego!

Asia śmieje się w odpowiedzi i już jest gotowa przemodelować moje myślenie.

Wiele osób ma wrażenie, że Islandia – jak z resztą wiele krajów północy – jest uboga w ciekawe dania. A to błąd, bo jest tam całe mnóstwo specjalności!

Zacznę od tych, które są naprawdę pyszne i których zdecydowanie nie można sobie będąc na Islandii odmówić:

1. Jagnięcina

Moim top of the top jest jagnięcina. Dlaczego jest taka dobra i delikatna? Bo pochodzi od szczęśliwych i wolnych owiec, które przez cały letni sezon hasają sobie radośnie po górach. Są silne i zdrowe, bo skubią świeżą trawę z dodatkiem naturalnych, islandzkich ziół.  Na zimę wracają z gór do specjalnych zagród (co swoją drogą jest dla Islandczyków wielkim świętem i radosną okazją do spotkań). Jagnięcina jest też po prostu bardzo popularna – w końcu na Islandii przebywa więcej owiec, niż ludzi!

2. Fish & Chips

Słynna angielska potrawa narodowa na Islandii?

– dziwię się, a Asia odpowiada ze śmiechem – w Anglii mi nie smakuje, ale tutejsza wręcz rozpływa się w ustach! Wiadomo, że w zależności od miejsca bywa różnie, ale ja z ręką na sercu polecam świeżutką fish&chips przy Lagunie Lodowcowej Jökulsárlón. Codziennie pod wejście podjeżdża Pan ze swoją własną budką na kółkach i rybę z frytkami można u niego zamawiać w ciemno – jest nieziemsko pyszna!

3. Świeży dorsz

Na Islandii jest zakaz sprzedaży ryb prosto z kutra – ale znam jedno miejsce, w którym można takie dostać. W miasteczku Arnarstapi na zachodzie wyspy (więcej o samym miejscu tutaj), jest pan, który sprzedaje świeżego dorsza. Jak tylko uda się trafić na moment przypłynięcia kutrów do portu, warto zapukać do hangaru i spytać.

Ale jak to wejść do hangaru – pytam – tak po prostu?

Tak po prostu! Trzeba zadzwonić, albo nacisnąć klamkę i – jeśli jest otwarte – krzyknąć ‘Hello!’. Zdecydowanie nie ma co się krygować. Koniec języka za przewodnika, czyż nie? Islandczycy nie są zbytnio nadskakujący swoją otwartością dla turystów, ale są bardzo mili i uprzejmi i nie trzeba się bać zadawać im pytań, czy w razie potrzeby zwracać się o pomoc. Byle kulturalnie!

(tam na zdjęciu powyżej, to pstrąg, nie dorsz! Nie mogłam znaleźć żadnego fajnego zdjęcia dorsza…)

Powoli wyliczam na palcach, co już mamy, i orientuję się, że brakuje mi najważniejszej rzeczy. Bo co to za odkrywanie świata bez poznawania lokalnych słodyczy?

4. Kanilsnúðar: ciastka-ślimaczki

Co prawda Islandczycy zajadają się naszym polskim Prince Polo (czasami przypisując je sobie jako wafelek narodowy – śmieje się Asia), ale mają też swoje słodycze, którymi śmiało mogą się pochwalić obcokrajowcom.

Jeśli nie potraficie przejść obok dobrej ciastkarni obojętnie, polecam Wam Kanilsnúðar, czyli takie zawijasko – ślimaczki. Islandczycy są z nich bardzo dumni! W Reykjaviku (zaraz naprzeciwko głównej katedry Dómkirkjan) jest słynna cukiernio – piekarnia Brauð & Co (tutaj znajdziecie adresy wszystkich filii), która właśnie w nich się specjalizuje. Bardzo łatwo ją znaleźć i na drugie śniadanie kupić sobie takiego ślimaczka o smaku cynamonowym, z serem, albo po prostu ze zwykłą kruszonką. Są pyszne!

5. Kleinurki

No i przede wszystkim – kleinurki! To słodycze z ciasta pączkowego, zawinięte jak nasze polskie faworki, tylko o trochę twardszej konsystencji. Charakterystyczny jest dla nich lekko korzenny smaczek. To zasługa dodanego do ciasta kardamonu, cynamonu i odrobiny imbiru. Najlepiej jeść się z gorącą czekoladą albo kawą, bo bez tego mogą wydawać się trochę za suche. Ciekawa jest też ich nazwa: „kleina” oznacza jeden, natomiast „kleinur” – wiele. To dlatego, że nie da się zjeść tylko jednego!

BONUS!

Czy Islandczycy piją? – pytam się Asi na zakończenie – Piją! – odpowiada z przekonaniem. Zobaczcie, co oprócz kawy (do popijania słodkich kleinurków) gości na islandzkich stołach.

ALKOHOL

To, co lubią pić Islandczycy dzisiaj, a co pije się „kulturowo”, to dwie zupełnie różne rzeczy – opowiada Asia.

Zacznę od tego, że absolutnie kochają piwo! Jeśli tylko nadarzy się okazja do spotkań, leje się w ogromnych ilościach. I to wcale nie dlatego, że to trunek narodowy – po prostu je lubią.

A tradycyjne trunki? Najbardziej popularna jest wódka o lekko-kminkowym posmaku –  Brennivin, tzw. „Czarna śmierć”. Została tak nazwana w czasach, kiedy zniesiono na Islandii prohibicję i w ten sposób władze próbowały zniechęcić społeczeństwo do picia. Efekt? Cóż. Był odwrotny, a „Czarna śmierć” stała się najbardziej rozpoznawalną wódką na wyspie. Kiedyś faktycznie Islandczycy pili jej sporo, ale teraz to trochę na dwoje babka wróżyła. Kminek nadaje jej tak charakterystyczny smak, że część ją lubi, a część nie – najlepiej jej po prostu spróbować i wyrobić swoje zdanie. Ale z tego, wnioskuję po rozmowach z mieszkańcami wyspy – nie ma neutralnych opinii i albo się ją kocha, albo nienawidzi!

Jest jeszcze jeden, bardzo wyrazisty likier na bazie lukrecji o nazwie Topas. Takie nietypowe smaki są na Islandii na porządku dziennym i z czasem się do nich przekonałam. A skoro można tu kupić gumy orbit o smaku słonej lukrecji, alkohol też znajdzie się w każdym wydaniu!

NA ROZGRZEWKĘ

A co najbardziej polecasz na rozgrzewkę? Nie tylko zimą, ale np. po zejściu z górskiej trasy, po długim trekkingu, albo po prostu w deszczowy i wietrzny dzień?

Zaskoczę Cię, ale nie będzie to herbata z prądem! Przez to, że na co dzień pracowałam w kawiarni, pod dostatkiem miałam… gorącej czekolady. Nie dość, że rozgrzewa niesamowicie, to jeszcze jest przepyszna i świetnie nadaje się na zagryzanie kleinurów na uzupełnienie cukru 🙂 A kto jak kto, ale Islandczycy naprawdę potrafią grać w czekoladę. Ich wersja ze słonym karmelem? 10/10!

NA ZDROWIE

Islandzkie ziółka to przede wszystkim mech. Można go dostać niemal w każdym sklepie i zaparzyć sobie z niego zdrowotną herbatkę. Przez to, że na Islandii pogoda jest – łagodnie mówiąc – dość wymagająca, jego wzmacniające odporność właściwości są bardzo pożądane. Uwaga! Nie zbieramy mchu w lesie! Zdecydowanie nie wolno po nim chodzić ani skakać. Islandczycy bardzo sobie go cenią. A przez to, że rośnie bardzo wolno – wchodzenie na tereny porośnięte mchem jest zabronione i nawet karalne. Jeśli ni chcemy więc ani dostać mandatu, ani tym bardziej niszczyć tamtejszej przyrody – polecam po prostu jego zakup. Często dostępny jest też z różnymi herbacianymi domieszkami, dla podbicia smaku. Pije się go 1-2 razy dziennie w formie naparu.

Zdaję sobie sprawę, że to zaledwie wierzchołek góry lodowej pyszności, jakie są jeszcze do odkrycia na Islandii. Dajcie znać, jeśli już macie jakieś islandzkie smaczki na swoim koncie – spróbuję ich, jak tylko dotrę na wyspę!

P.S Dalej głodni? Koniecznie zobaczcie, jak inne pod islandzkich są najbardziej popularne dania w Maroku, czy w Japonii!

JAK SMAKUJE MAROKO?

JAK SIĘ JE W JAPONII – TOP 5 JAPOŃSKICH POTRAW