Menu
Inspirująco / Portugalia

Krowy za pomarańcze – na jaki układ poszły Azory?

Co łączy Azory i czekoladę Milkę?

  • Co naprawdę znajduje się na drugim końcu tęczy?
  • Czy łaciate niebo istnieje?
  • Jak Azorczycy poradzili sobie z owocową klęską?
  • Czy na każdą eksportowaną pomarańczę przypadła na Azorach jedna krowa?

…i w końcu – czemu szukam odpowiedzi na takie irracjonalne pytania? Zapraszam 👇


Psst! Jeśli masz ochotę poznać tę historię bez czytanki – zajrzyj na Spotify! Opowiadam ją w podcaście: Jest super! Dzienniki ze świata:


Pomarańczowa potęga

Pomarańczową Potęgą maleńkie Azory stały się już pod koniec XVII wieku. 9 niepozornych wysp, na czele z Sao Miguel, cieszyło się zasłużoną sławą głównego eksportera pomarańczy na cały kontynent europejski. Statki (głównie angielskie) zawijały do portów jeden po drugim.

Właściciele ziem, na których uprawiano cytrusy, byli prawdziwymi Panami. Interes był tak dochodowy, że każdy chciał uszczknąć z niego coś dla siebie i tak szeroko zakrojony, że angażował do pracy całe miasteczka. Od uprawy, zbiorów czy doglądania prac po szeroko pojętą pomoc na terenie posiadłości plantatorów – w kuchni, przy sprzątaniu lub edukacji dzieci.

Jako że kontroli nigdy dosyć – Panowie ziemscy, kazali budować na swoich polach małe, choć wysokie wieże. Po pierwsze – do doglądania zbiorów. Po drugie – do wyglądania, czy na horyzoncie nie pojawiają się przypadkiem kupieckie statki. Niektóre z nich stoją do dziś, więc koniecznie wypatruj ich z samochodu, zwłaszcza w okolicach Vila Franca de Campo.

Kiedy do brzegu zbliżał się statek – Panowie lub dozorcy pracujący w ich imieniu, zakrzykiwali na robotników, by czym prędzej zbierali się do taczek, ładowali owoce i biegli z nimi do portu.

All on board!

(ang. Wszyscy na pokład!) – rozlegał się po porcie angielski okrzyk, kiedy załadunek towarów dobiegał końca.

Dla prostych robotników, mimo braku znajomości języka, ten okrzyk szybko stał się sygnałem – że czas czym prędzej kończyć załadunek i zwijać manatki, by zejść z pokładu, zanim statek odbije od brzegu na dobre.

I to powiedzenie – w przeciwieństwie do pomarańczy, o których tragicznym upadku za chwilę – przetrwało w kulturze do dziś. Historia lubi przeinaczać fakty, więc dziś Portugalczycy – zwłaszcza młodzież, kiedy chce buńczucznie zawinąć z imprezy i dać znać do wyjścia do domu, mówi:

Alabot!

Czyli właśnie all on board. Tylko tak, jak to zapamiętali i potrafili wypowiedzieć po swojemu ich pra-pra-pra-pra-pra-dziadkowie.

A co z pomarańczami?

Jak to często bywa z utopijnym rajem wyspiarzy, po ponad wieku złotej, eksportowej passy, przypałętała się do nich jakaś zaraza. Przypałętała się – czyli najprawdopodobniej przypłynęła na jednym z kupieckich statków. I nie trafiwszy na żadną naturalną barierę ani odporność roślin – zniszczyła cały cytrusowy dorobek wyspy.

Czy Azorczycy naprawdę nie potrafili sobie z tym poradzić i przywrócić upraw do życia? Czy uznali to za znak i poddali się bez walki o pomarańcze? Do dziś nie wiadomo.

Pewnym jest jednak, że wymyślili sposób na ożywienie handlu i całkiem niezły zamiennik za pomarańcze.

Uwaga, tutaj dygresja – wiele turystycznych przewodników i blogów podróżniczych podaje mylną informację, jakoby pomarańcze zastąpili ananasami. Owszem, ich uprawy też cieszą się na wyspach dużą sławą, ale taki skrót myślowy to zwyczajny błąd! Poznałam rodzinę hodowców ananasów na Sao Miguel, więc mogłam potwierdzić tę historię u samych źródeł. Te owoce wzięły się tam z zupełnie innego powodu. Drugi surowiec, który w legendach poszedł za pomarańcze, to herbata – i ta historia jest już prawdziwa. Ale i o jednych, i o drugich, w kolejnych odcinkach – a dziś skupmy się na ulubionym symbolu zarówno miłośników czekolady Milka, jak i Azorów.

Czyli… na krowach.

Skąd na Azorach krowy?

Oczami wyobraźni bardzo widzę, jak któryś z XIX-wiecznych rządzących, na widok ogromnych połaci opustoszałych, pomarańczowych pól, zakrzyknął radośnie:

Postawmy tu krowy!

…i tak też zrobili.

Jedne plotki głoszą, że na każdą pomarańczę, która zniknęła, przypadła na wyspie jedna krowa. Ale umówmy się – to mniej niż niemożliwe, nawet dla mnie.

Inne natomiast utrzymują, że, mimo że nie ma ich aż tak dużo, jak pomarańczy – to na pewno jest ich o wiele więcej, niż ludzi. I chociaż faktycznie – gdzie się nie obrócisz, tam krowa – to ludzkość jeszcze zagrożona nie jest, a populacja krów to zaledwie 1/3 populacji mieszkańców. Dla tych, którzy wolą świat w cyferkach – to ok. 90 tys. sztuk bydła do ok. 240 tys. Azorczyków.

O co więc takie wielkie halo?

Krowy to na Azorach niemalże świętość. Prawie jak w Indiach – tyletyle że z bardziej przyziemno-handlowych powodów. No i potem je jedzą.

Bydło stanowi tu podstawę gospodarki, bo Azory produkują ok. 30% portugalskiego nabiału – nie mówiąc już o eksporcie do innych krajów. I to nie byle jakiego, a tego najwyższej jakości!

Łagodny klimat, obfite opady, wiecznie zielone pastwiska i niczym nieograniczone przestrzenie (jeśli nie liczyć oceanu z każdej strony, he he. Zarcik taki.) to warunki jak w łaciatym niebie. Reszta matematyki jest prosta. Szczęśliwe krowy = smaczniejsze mleko, smaczniejsze mleko = wyższe ceny, a wyższe ceny = lepszy biznes.

Dowód?

Najwyższe półki w całym kraju zarezerwowane na produkty firmowane oznaczeniem „Produto dos Açores”, setki turystów ustawiających się w kolejkach po regionalne sery i produkty mleczne, a jakby tego było mało – to nie garniec złota, a właśnie krowy są na Azorach na końcu tęczy. Nie wierzysz? Wejdź na mój profil na Instagramie – wrzuciłam tam właśnie nagranie, służące za niezbity dowód.

Czy da się bardziej? Ooj, da się. W ostatniej dekadzie, na wyspie Sao Miguel zapoczątkowano program „szczęśliwego mleka krowiego”, który określa standardy najwyższej jakości produktów. Jednak, jeśli jako hodowca chcesz do niego dołączyć, nie wystarczy tylko dostarczać najpyszniejszego mleka. Musisz jeszcze zapewnić swoim krowim podopiecznym możliwość swobodnego wypasu przez – uwaga – 365 dni w roku. A mówiąc „swobodny wypas”, mam na myśli nawet to, że jeśli Twoja krowa zdecyduje się wybrać na spacer środkiem drogi, to ma do tego niepodważalne prawo i oczywiście – pierwszeństwo w ruchu drogowym. I takie właśnie obrazki na Azorach to norma, na stale wpisująca się w ich genialny krajobraz.

Czy z perspektywy czasu opłacało się nie walczyć o pomarańcze i zainwestować w krowy? Kto wie. Może to cytrusy byłyby dziś na Azorach szczęśliwe?