„To takie smutne mieć tutaj imię bez znaczenia, tylko w postaci kilku liter!”
Zastanawiałam się bawiąc się moim hanko (pieczątką) z wypalonym laserowo nazwiskiem マチェヤク(Maciejak zapisane w katakanie).
W Japonii imiona nadaje się dzieciom nie tylko przez wzgląd na miłe dla ucha brzmienie, aktualną modę, czy osobiste preferencje, ale też znaczenie i dobrą wróżbę jaką ze sobą niosą.
Jak to działa w praktyce? I jak działało w moim przypadku?

Zabieram Cię dziś w podróż do świata japońskich tradycji… i w podróż w czasie! Bo w serii: „POWROTY”, publikuję w niezmienionej formie archiwalne i totalnie prywatne historie, które pisałam dla rodziny i przyjaciół tuż po przeprowadzce do Japonii w 2016 roku. Na długo przed rozkwitem podróżniczej blogosfery, ery Instagrama, translatorów i… Internetu w telefonie.
Poczuj Japonię w formie krótkich „hitokuchi” – dosłownie „jednej buzi”, czyli wpisów i odcinków na haps. Jedno otwarcie paszczy. Zobacz Japonię oczami świeżymi, zdziwionymi i wiecznie głodnymi świata – bo taka właśnie wtedy byłam!
Psst! Jeśli masz ochotę poznać tę historię bez czytanki – zajrzyj na Spotify! Opowiadam ją w podcaście: Jest super! Dzienniki ze świata:
Nowe imię – japoński ojciec chrzestny
Im dłużej tu mieszkam, tym mocniej utwierdzam się w przekonaniu, że Japonia jest dla mnie krajem kontrastów. Niesamowitym zestawieniem subordynacji, przestrzegania zasad, wzajemnego szacunku i twardej dyscypliny, oraz tak unikatowej dziś wrażliwości, subtelności, papierowej wręcz ulotności i altruizmu. Japonia jest wielowymiarowa, a jej pradawny duch wierzeń i przekonań unosi się swobodnie nad nowoczesnymi, szklano – neonowymi biznesowymi częściami miasta. Nic sobie tutaj nie wchodzi w drogę. I mimo, że gdzie jak gdzie, ale akurat w Japonii technologie rozwijają się w zatrważającym tempie, wystarczy skręcić w boczną uliczkę za rogiem by poczuć wręcz namacalny powiew historii.
Szalenie mi się to podoba.
Szczególną uwagę przywiązuje się tu też do imion. Nadaje się je dzieciom nie tylko przez wzgląd na miłe dla ucha brzmienie, aktualną modę, czy osobiste preferencje, ale też znaczenie i dobrą wróżbę jaką ze sobą niosą. Bardzo dużo jest imion uniwersalnych, nadających się i dla chłopca i dla dziewczynki, a także imion które rodzice mogą stworzyć dla dziecka sami (tak było chociażby w przypadku znajomych, którzy podczas ceremonii „chrztu” nazwali córeczkę Minori – chian; jedna połowa jej imienia pochodzi od Michiko – san, czyli mamy, a druga od Norihiro – san, czyli taty; tym samym cechy małej Minori dzielą się na pół już nie tylko pod względem biologii i genetyki, ale także wierzeń i tego, co może być jej pisane w przyszłości).
Żeby jeszcze bardziej skomplikować sprawę, w Japonii imiona można zapisywać w kilku wersjach: systemie znaków kanji lub hiraganie czy katakanie (dwóch różnych odpowiednikach naszego alfabetu). A w związku z tym, że wiele znaków kanji nabiera nowego znaczenia w zależności od tego, w jakim zestawieniu innych znaków się znajdują, te same „krzaczki” można i czytać, i interpretować w różny sposób.
Spróbujcie sobie teraz przeczytać instrukcję obsługi pralki, kiedy napisana jest nie tylko w innym języku, ale w trzech jego wersjach na raz w każdym zdaniu. Trochę zabawy, co?
Zastanawiałam się nad tym wczoraj, siedząc w kolejce w banku i bawiąc się moim hanko (pieczątką) z wypalonym laserowo nazwiskiem マチェヤク(Maciejak zapisane w katakanie).


Hanko (判子) to japoński odpowiednik naszego europejskiego podpisu, czyli wykonywana (laserowo lub ręcznie) na specjalne zamówienie pieczątka. I liczy się dużo bardziej! Długo przewracałam oczami i zastanawiałam się, gdzie tu jest logika? Przecież podpis jest unikatowy, a czcionkę z kolorowym tuszem może sobie wyrobić każdy. Otóż, o tyle o ile takie hanko, które służy nam wyłącznie do celów osobistych (sygnowanie listów, potwierdzenie odbioru paczki, czy nawet wywóz śmieci) możemy kupić sobie w pierwszym lepszym sklepie, to takie, którym chcemy posługiwać się w banku musi posiadać certyfikat. Jeszcze inny, dużo ważniejszy rodzaj pieczęci zarezerwowany jest z kolei dla transakcji biznesowych, czy aktu ślubu. Te są już naprawdę konkretne – takie cechy jak rozmiar, kształt, materiał użyty do wykonania, czy nawet ułożenie znaków jest ściśle określone przez prawo. Mało tego – nie dość, że są one rejestrowane w urzędzie gminy, to w sądach zatrudniani są „hankolodzy”, do określania wiarygodności każdej z nich.
Ale ani to takie moje Maciejak, jakie znam od zawsze… ani całkiem japońskie, tylko tak płasko przetłumaczone i wciśnięte bez znaczenia w pustkę między jednym językiem a drugim.
„To takie smutne mieć tutaj w Japonii imię bez znaczenia, tylko w postaci kilku liter!” – westchnęłam smętnie.
Mój szef, siedzący w kolejce obok, popatrzył na mnie całkiem szczerze zdziwiony.
„Ale jak to bez znaczenia? Nie wiesz, które kanji określają twoje ka- i –sia? Poczekaj. Zaraz sprawdzimy.”
Otworzył stronę internetową z listą i znaczeniem poszczególnych znaków kanji. Tych odpowiadających obu zgłoskom mojego imienia było całe mnóstwo, opisy samego „ka” zajmowały kilkanaście stron przeglądarki. Pomyślałam sobie, że przecież to nielogiczne. mogłabym wybrać pierwszy lepszy znak z brzegu. i to niby miałoby być odzwierciedlenie mojej osobowości?
„Młodzi rodzice wybierają te najbardziej odpowiednie dla swoich dzieci, tym samym wskazując im odpowiednią drogę, lub pragnąc dla nich konkretnych, dobrych cech.” – powiedział – „Ty już jesteś dorosła i dobrze widać, jakim jesteś człowiekiem. Znalezienie Twoich kanji będzie super proste.”
Po paru minutach odpowiedź na pytanie była już gotowa. Spodziewałam się jakiegoś zestawienia wybuchowego, mojej własnej wersji „Tańczącego z Wilkami” „Szalonej pędzącej strzały” czy czegoś równie zabawnego i energetycznego, a tymczasem parę zupełnie innych, obcych jeszcze zakreślonych naprędce kresek patrzyło na mnie pełne wątpliwości, czy aby na pewno pasujemy do siebie tak jak trzeba.
Japońska matka chrzestna






Tego samego dnia wieczorem znajoma Japonka czekała w moim salonie kosmetycznym na swoją lekcję tańca hula, przeglądając z nudów gazety o paznokciach. Zaciekawiona zagadnęłam ją niby od niechcenia.
„Yurie, jakie byłyby kanji dla mojego imienia?”
Tym razem poszło dużo szybciej. Po zaledwie dwóch minutach narysowała w moim zeszycie dwa znaki, śmiejąc się przy okazji zadowolona ze swojej trafności.
„Ale Ci się udało! Nawet osobno to dwa bardzo dobre kanji. A w tym zestawieniu to już fantastycznie! Musisz sobie wyrobić nowe hanko!” ćwierkała ożywiona, tłumacząc mi po kolei ich znaczenie.
華
Pierwszy znak, w dwóch wersjach czytania: „カ(ka)” lub „はな(hana)” oznacza zakwitający kwiat lub płatki kwiatu, splendor, piękno, blask, lub też coś krzykliwie kolorowego, wyrazistego i wręcz ostentacyjnego.
紗
Drugi natomiast, w czytaniu „シャ(sya, czyt. sia)” lub „うすぎぬ(usaginu)” oznacza babie lato, czysty jedwab, coś jednocześnie delikatnego, przejrzystego i zwiewnego.
Wiecie co? Dokładnie te same dwa znaki narysował wcześniej mój szef. To chyba znaczy, że musi już tak zostać, a ja tego dnia sama stałam się maleńką cząstką tego pięknego japońskiego kontrastu.


DISCLAIMER
Wiesz już, że nie jestem japonistką ani kulturoznawcą – dlatego oczywiście, wszelkie moje obserwacje są subiektywne, z perspektywy po prostu Kasi.